Tenisowy turniej rangi WTA po kilku latach przerwy wrócił do Polski. Organizatorem BNP Paribas Poland Open w Gdyni jest Tennis Consulting, którego prezesem jest Tomasz Świątek. Z ojcem najlepszej polskiej tenisistki – Igi Świątek rozmawiałem zarówno na temat samego turnieju, jak również o tym jak sukcesy sportowe córki – na czele z wygraniem Rolanda Garrosa 2020 – wpłynęły na nią i rodzinę. – Iga przeszła bardzo szybki kurs dojrzewania i dorosłości. Uważam, że teraz ten egzamin zdaje bardzo pozytywnie. Osobiście nieco obawiałem się, że taki wynik może jej trochę przewrócić w głowie. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Szybko wydoroślała – przyznał Tomasz Świątek.
– Co czuje Tomasz Świątek siadając na trybunach jednego czy drugiego kortu turniejowego w Gdyni? Satysfakcja, duma czy coś zupełnie innego?
– Satysfakcja rzeczywiście jest, ale muszę przyznać, że momentami się nawet denerwuję. Od pierwszego dnia zależało mi na tym, aby jak najwięcej Polek docierało do kolejnych faz turnieju. We wtorek obejrzałem cały mecz Weroniki Baszak, która mogła zrobić wielką sensację. Sam żałuję, że jej się to nie udało, bo było naprawdę blisko.
– Pan, jako prezes Tennis Consulting, na tym etapie może już skupić się tylko na przyjemności z oglądania turnieju z wysokości trybun czy jednak cały czas ma pan sporo pracy?
w tym momencie Tomasz Świątek przeprasza i odbiera telefon, musimy na chwilę przerwać. W międzyczasie załatwia coś na stoisku u jednego z partnerów turnieju oraz wymienia uwagi na temat bieżących spraw z dyrektorem turnieju, Marcinem Matkowskim. Do rozmowy wracamy po kilku minutach.
– W zasadzie patrząc na to wszystko już niejako dostałem odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie. Sporo spraw – bardziej, ale i mniej istotnych – przez pana przechodzi…
– (śmiech) dokładnie tak jest, cały czas coś się dzieje. To nie jest też tak, że tu wszystko mamy tak pospinane i możemy się relaksować. Przyznam panu uczciwie, że my tutaj się uczymy. Chcąc nie chcąc się uczymy, zbieramy doświadczenie, aby pomogło nam przy organizacji kolejnych turniejów. Dobrze wiemy, że w Polsce było niewiele takich imprez, więc ta wiedza jest okrojona. Nieskromnie powiem jednak, że chwalą nas za to jak to wszystko wygląda i jak jest przygotowane. Mam nadzieję, że i ocenę końcową dostaniemy pozytywną.
– Jak dużym przedsięwzięciem jest organizacja takiego turnieju? Albo inaczej – jak dużym w czasach covidowych, kiedy na każdym kroku są pewne regulacje, obostrzenia, wytyczne?
– Jest to dosyć dużym przedsięwzięciem zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę to, że dosyć późno otrzymaliśmy licencję. Nie da się ukryć, że zbudowanie budżetu na taki turniej też wymaga czasu. Jeśli miałbym to określić, to powiem, że jest w miarę dobrze, ale mogłoby być lepiej.
– Kiedy w pana głowie zrodził się pomysł, aby zorganizować taki turniej w naszym kraju?
– (śmiech) tego typu pomysły rodziły się w głowie praktycznie od zawsze. Najważniejsze były jednak kwestie dotyczące tego, czy będziemy w stanie dostać niezbędną licencję – to po pierwsze. A po drugie, czy w ogóle będziemy w stanie taki turniej zorganizować. W momencie, kiedy Iga w październiku 2020 zrobiła to co zrobiła, (wygrała Rolanda Garrosa – red.) wiedziałem, że nasze szanse wzrastają.
– Trzeba przyznać, że w tym roku z racji igrzysk olimpijskich termin rozgrywania BNP Paribas Poland Open jest nieco niefortunny. W dodatku dzień przed rozpoczęciem miała miejsce prawdziwa fala wycofań…
– Na pewno nie są to łatwe sytuacje, ale trzeba się liczyć z tym, że w tenisowym świecie tak się właśnie dzieje. Nie jest niczym dziwnym, że jeśli ktoś wygrywa jakiś turniej lub jest w finale, to ciężko jest przemieścić się szybko na kolejną imprezę. Z naszej perspektywy szkoda, że tak się stało, choć nieco żartobliwie mówiąc, w innej sytuacji dla niektórych polskich zawodniczek mogłoby nie być tak dobrze, jak było (śmiech). Jeśli chodzi o igrzyska, to faktycznie jest to niefortunny zbieg okoliczności, lecz na usprawiedliwienie powiem, że mieliśmy do wyboru dwa terminy – kwiecień albo lipiec…
– Kwiecień przerabialiśmy kilka lat temu w Katowicach…
– Dokładnie. Klimat w Polsce jest jaki jest, więc mieliśmy świadomość, że decydując się na kwiecień, musielibyśmy organizować turniej halowy. Obiektów umożliwiających komfortową organizację tego typu imprezy w Polsce jest tak naprawdę niewiele.
– Kolejną istotną kwestią jest też chyba poziom atrakcyjności turnieju halowego i turnieju na kortach otwartych…
– Zdecydowanie tak jest. Tym bardziej, że jak na razie pogoda nam dopisuje i mam nadzieję, że będzie tak do końca turnieju.
– Patrząc na to wszystko po kilku dniach trwania turnieju jest pan zadowolony, że to właśnie tutaj, na kortach Arki w Gdyni jest rozgrywana ta impreza? Pytań w stylu „dlaczego nie Warszawa?” słyszał już pan na pewno sporo.
– Nie ukrywam, że zastanawialiśmy się nad kilkoma obiektami. Warszawa? W momencie podejmowania decyzji korty Legii nie były jeszcze uporządkowane w sensie formalnym. Teraz już się to zmieniło, ale proszę pamiętać, że my mieliśmy mało czasu i decyzje trzeba było podejmować szybko. Innym obiektem w stolicy, który mógłby być brany pod uwagę jest Warszawianka, choć moim zdaniem, tam infrastruktura jest trochę gorsza. Gdynia jest o tyle dobrym miejscem, że w okresie letnim przyjeżdża tu wiele osób. Można założyć, że część z nich połączy wypoczynek z oglądaniem tenisa na dobrym poziomie.
– Zanim wystartował turniej, 13 lipca miało miejsce oficjalne otwarcie z udziałem pana córki Igi i Huberta Hurkacza. Spodziewał się pan tak dużej frekwencji i tak świetnej atmosfery?
– Można powiedzieć, że tym pytaniem dobrze odpowiedział pan na kwestię słuszności wyboru tych kortów do organizacji turnieju. Tak duża frekwencja tylko potwierdziła, że my – kibice w Polsce jesteśmy głodni tenisa na najwyższym poziomie, chcemy w tym uczestniczyć i to oglądać na żywo, a nie tylko w telewizji. To zupełnie inny wymiar emocji. W Polsce szans na to jest niewiele, a sukcesy Igi i Huberta zwiększają zainteresowanie. Jestem przekonany, że oboje nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i między innymi dzięki temu w przyszłości będziemy mieli jeszcze więcej osób na trybunach. Idziemy w dobrym kierunku.
– Patrząc na Igę podczas meczów charytatywnych – zarówno deblowego, jak i singlowego – rzucała się w oczy jej świetna interakcja z publicznością. Iga ma dopiero 20 lat, dosyć krótki staż w tourze, w dodatku w czasach covidowych. Zawsze była tak otwartą dziewczyną czy to przyszło z czasem?
– Faktycznie jest tak, że lubi kontakt z publicznością. Zresztą, w jednym z wywiadów przyznała nawet, że to co robi, robi w pierwszej kolejności dla osób, które ją obserwują. Czuje się trochę takim aktorem na scenie. I to jest fajne, ponieważ można zastanawiać się co byłoby, gdyby bała się spojrzeć w publiczność, nie wiedziałaby jak zareagować. Iga się nie krępuje i czuje pewną więź z fanami, co w wielu sytuacjach jej pomaga. Sama przyznała, że ubolewa nad tym, że podczas igrzysk olimpijskich w Tokio zabraknie kibiców.
– Czy to może jej zaszkodzić, odbić się na jej grze w Tokio?
– Zaszkodzić nie powinno, ale też nie pomoże. Oglądał pan zapewne tegorocznego Rolanda Garrosa i widział mecz Igi z Martą Kostiuk. Cały czas się zastanawiam, jak organizator mógł ustawić ten mecz w czasie godziny policyjnej. To trochę tak, jakby zagrały wtedy za karę. I to jest właśnie to, o czym mówimy w kontekście grania bez kibiców.
– W wywiadzie dla Interia.pl powiedział Pan, że kiedy ma mocne wewnętrzne przekonanie, że musi coś udowodnić, powoduje to w niej pewne napięcie i wypada wtedy słabiej. Czy w związku z tym, że oczekiwania kibiców w Polsce względem startu w igrzyskach olimpijskich są bardzo duże, może to mieć wpływ na jej postawę w Tokio.
– Obawiam się, że tak. Oczywiście życzę jej jak najlepiej, nie może być inaczej, ale w moim przekonaniu może chcieć niejako „na siłę” zrobić dobry wynik… Tenis jest jednak na tyle nieprzewidywalną dyscypliną, że nikt nie wie, jak potoczą się rozgrywki.
– Podczas niedawnego briefingu prasowego Iga powiedziała nawet, że igrzyska zawsze były dla niej najważniejsze ze względu na tradycje rodzinne.
– Owszem, to jest ważna impreza. Nie można przecież powiedzieć, że nie. Tym bardziej, że jest rozgrywana raz na cztery lata. Wracając jednak do Igi, to mam nadzieję, że dzięki temu, że pojechała do Tokio z całym swoim sztabem, wszyscy przygotują ją jak najlepiej się da i dzięki temu nie nałoży na siebie zbyt dużego obciążenia i niepotrzebnej presji. Nawet jeśli tam jej się nie powiedzie, to przecież świat się nie zawali. Będziemy robili wszystko, aby ewentualnie w kolejnych igrzyskach zaprezentowała się lepiej.
– Podejście polskich kibiców do startów naszych sportowców w igrzyskach olimpijskich jest specyficzne. Oczekiwania są duże. Zapewne pamięta pan, co działo się po słabym występie Agnieszki Radwańskiej w igrzyskach olimpijskich w 2012 roku i jej komentarza do tamtego startu. Wydaje się, że po tamtej sytuacji zarówno Iga, jak i Hubert Hurkacz wypowiadają się dużo ostrożniej. Wniosek może być taki, że za szczerość czasami płaci się wysoką cenę…
– Uważam, że to co stało się w tamtym czasie wokół Agnieszki było zupełnie niesprawiedliwe. Nie wierzę w to, że mogła pojechać na imprezę po to, by przegrać i wrócić. Tak nikt nie robi. Rozmawiając o tenisowym turnieju olimpijskim trzeba pamiętać, że są one nieprzewidywalne jak każdy inny tenisowy turniej. A potwierdzeniem tego są choćby poprzednie igrzyska, w których triumfowała dziewczyna z „drugiego szeregu” (Monica Puig – red.). Absolutnie niczego jej nie ujmuję, ale pamiętamy, że chyba nikt nie stawiał jej w roli faworytki. Aby osiągnąć końcowy sukces – tak jak w każdym dużym turnieju – musi w krótkim czasie zagrać ze sobą wiele elementów. Chciałbym żeby zagrały one w przypadku Igi. Podkreślę jednak, że ona nie pojechała na te igrzyska „bo musi”, ale dlatego, że chciała.
– Po wygraniu przez Igę Rolanda Garrosa 2020 jej życie mocno się zmieniło. A jak bardzo zmieniło się życie państwa rodziny?
– Dla nas wszystkich wiele się zmieniło. Iga stała się bardzo rozpoznawalna. Ma to swoje plusy, ale też bywa nieco uciążliwe. Oczywiście ja osobiście nie boję się dużej skali popularności, ale tylko dlatego, że to nie ja jestem popularny. Mam tu na myśli samą Igę. Życzyłbym sobie tego, aby to wszystko pozwalało jej na normalne funkcjonowanie i pracę.
– Mówi pan, że nie jest popularny, ale zainteresowanie mediów pana osobą też jest spore. Jak pan podchodzi do kwestii kontaktów z dziennikarzami? Udziela pan wywiadów niejako z „obowiązku” czy traktuje to pan jako coś zupełnie naturalnego?
– Nie mam żadnych problemów z rozmowami z dziennikarzami. Inną kwestią jest obecna sytuacja w jakiej się znajdujemy. Iga z racji swojej pozycji jest otoczona zespołem, a wyrażane przeze mnie poglądy wcale nie muszą iść w parze z tym, co sama na dany temat myśli. Moja osoba jest częścią otoczenia Igi i też współpracuję z jej menadżerką czy zespołem. Ja to przyjmuję zupełnie normalnie, uważam to za coś naturalnego po tak dużym sukcesie.
– Jak Iga odnalazła się w tej nowej rzeczywistości po triumfie w Roland Garros? Profity są duże, ale za tym idą różne zobowiązania czy ograniczona sfera życia prywatnego…
– Iga przeszła bardzo szybki kurs dojrzewania i dorosłości. Uważam, że teraz ten egzamin zdaje bardzo pozytywnie. Osobiście nieco obawiałem się, że taki wynik może jej trochę przewrócić w głowie. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Szybko wydoroślała. Cieszę się, że potrafi zadbać o siebie i własne interesy. Każdy rodzić dąży przecież do tego, aby jego dziecko było samodzielne.
– Na koniec pytanie, które być może słyszy pan często. Jakie są szanse, że w przyszłym roku Iga zagra w turnieju w Gdyni i czy jej kalendarz startów będzie układany tak, aby mogła wziąć w nim udział?
– Jeżeli będzie to ten sam termin, to Iga tu będzie grała. Nie chcę jeszcze zdradzać żadnych szczegółów, ale mamy plany względem tego obiektu.. Zobaczymy jednak po tej edycji, jak to wszystko będzie wyglądało i wówczas będziemy mogli dokładnie planować i podejmować decyzje.
– Czy w związku z takimi planami jest rozważana opcja zmiany lokalizacji turnieju?
– W tym momencie raczej nie. Nie mamy żadnych problemów w zakresie współpracy z właścicielami obiektu i to jest dla nas istotne. Poza tym, jak już mówiłem, jest to atrakcyjne miejsce. Mógłbym oczywiście wypowiadać się w duchu patriotyzmu lokalnego i szukać miejsca w okolicach Warszawy, ale ja nie mam żadnych uprzedzeń co do tego czy ten klub nazywa się tak czy inaczej, czy jest zlokalizowany w jednym miejscu czy w drugim. Najważniejsze, że jest w Polsce i że może cieszyć się popularnością, co wesprze w naszym kraju tenis jako dyscyplinę.
ROZMAWIAŁ MARCIN MICHALEWSKI
Gdynia, 07/2021